Na jubileuszowym koncercie pojawili się właściwie wszyscy, którzy przez 40 lat związali się z chórem.
W sali Filharmonii Szczecińskiej "Msza aniołów" Charlesa Heimermanna ukoronowała 40. urodziny Szczecińskiego Chóru Chłopięcego "Słowiki". Usłyszeć można było także m.in. "Psalm 81" Mikołaja Gomółki, "Ave verum corpus" W.A. Mozarta i "Przylecieli sokołowie" Stanisława Moniuszki.
W trzech częściach koncertu dyrygowali kolejno: poprzednia opiekunka zespołu Elżbieta Berczyńska-Kus, obecna dyrektor Bożena Derwich i Jan Szyrocki - założyciel i pierwszy dyrektor chóru. Gros publiczności stanowiły byłe "słowiki".
Koncert trwał ponad dwie godziny. Owacjom i brawom nie było końca.
W przerwie we foyer wystąpili też ci, którzy na co dzień nie biorą udziału w dużych koncertach - chłopcy z zespołu przygotowawczego.
Na piłkę nie ma czasu
Młodzi artyści pojawili się w filharmonii już na dwie godziny przed koncertem.
Michał Stankiewicz (śpiewa w sopranie drugim) w Słowikach jest od czterech lat. Chodzi do VI b SP nr 71 w Dąbiu. Jest już w zasadniczej grupie chórzystów. Był na tournee po krajach Azji w ubiegłym roku. Ale już na dwie godziny przed koncertem miał wypieki na twarzy.
- Taki przejęty, a i trochę podziębiony - tłumaczyła jego mama, pani Małgorzata.
Michał zapisał się do chóru, bo... lubił śpiewać w domu.
Mama jest dumna z syna: - Tyle pracuje, a przecież do tego i szkoła, i jeszcze inne zajęcia.
Michał Kaźmierczak, uczeń I b w Gimnazjum nr 6 (śpiewa w alcie pierwszym) jest w zespole od pięciu lat. Do chóru trafił jeszcze w "zerówce". Wytypowała go nauczycielka. Teraz chciałby związać jakoś swoją przyszłość ze śpiewaniem. Jest zmęczony, ostatnio ćwiczyli prawie codziennie od rana do wieczora, więc trzeba było nawet dzień w szkole opuścić.
- Ale warto - mówi, dopinając elegancki żabot.
Michał kiedyś grał w piłkę, ale teraz już nie ma na to czasu. Śpiew i szkoła wystarczą.
Co czwarty zostaje
Większość z nich przychodzi do zespołu ze szkoły, tylko część poprzez przesłuchania ogłaszane w prasie. Kierownictwo Słowików ma dobre kontakty z podstawówkami, nauczyciele sami namawiają uczniów do wstąpienia do chóru. Najpierw, po wstępnym przesłuchaniu, podczas którego wystarczy właściwie dobrze zaśpiewać "Wlazł kotek", trafia się do tzw. grupy przygotowawczej. Dziś jest to ok. 80 dzieci.
- Wróżę im jak najlepiej, ale z doświadczenia wiem, że do zasadniczego zespołu przechodzi co czwarty - wyjaśnia Greta Kurylak, jedna z dyrygentów, prowadzi właśnie grupę przygotowawczą. - W tej grupie następuje odsiew, bo chłopcy sami odchodzą, zniechęcają się czasem zbyt dużym wysiłkiem.
Ten, kto przetrwa ciężkie początki, rzadko potem odchodzi z chóru.
- Kiedy już dotrwa się do pierwszego dużego koncertu, to połyka się bakcyla śpiewania - mówi Kurylak.
Do Słowików trafiają coraz młodsi - nawet siedmiolatki. Coraz wcześniej chłopcy przechodzą teraz mutację, więc opuszczają zespół często już w ósmej klasie.
Ci, którzy zasmakowali sukcesu, wiedzą już, że warto pracować. Trasy koncertowe, dalekie podróże zachęcają do wysiłku.
A jest duży. Próby trwają co najmniej dwie godziny, trzy razy w tygodniu.
- Męczą - przyznaje Michał Stankiewicz. - Najpierw pół godziny rozśpiewki - takie "do, re, mi, fa" - żeby się struny głosowe rozgrzały. Potem właściwy śpiew - półtorej godziny z kwadransem przerwy.
Po próbie chłopcy wracają do domu zmęczeni.
- Przywożenie i odwożenie dziecka tyle razy wymaga poświęcenia dużo czasu - opowiada mama Michała.
- Wyjazdy na trasy też nie są za darmo. Za tournee po Azji rodzice płacili po tysiąc złotych.
- A to tylko mała cząstka kosztów - objaśnia Greta Kurylak. Dlatego zespół wciąż czeka na nowych sponsorów.
Dyscyplina musi być żelazna. Przede wszystkim nauka - kto nie radzi sobie w szkole, nie ma szans w Słowikach.
Kurylak: - Po takiej miesięcznej trasie chłopcy muszą nadrobić zaległości.
Niektórzy, jak Michał, mają jeszcze dodatkowe zajęcia - angielski czy rysunki.
- Ledwo starcza na wszystko czasu, więc muszę się dobrze zorganizować - tłumaczy.
Przed koncertem 40-lecia chłopcy pracowali prawie bez przerwy.
- To elita - mówi o nich dyrygent.
Ekssłowiki na widowni
Na koncert z całego świata zjechali starzy chórzyści. Dostali pamiątkowe medale.
- To było wielkie przeżycie - opowiada o swoich doświadczeniach z chórem Ryszard Konkol, teraz nauczyciel w szkole w Podgrodziu (w latach 1960 - 1965 śpiewał w alcie pierwszym). - Byłem zdziwiony, że nauczyciel wybrał mnie do zespołu, potem zaczęła się prawdziwa przygoda, były wyjazdy, też za granicę - w tamtych czasach rzecz niespotykana: Praga, Berlin...
Marcin Górka
Gazeta na Pomorzu
Szczecin, dn. 18.12.2000.
|